FOT. PIOTR KACZMAREK

FOT. PIOTR KACZMAREK

Legenda odnalazła się w "życiu po życiu"

Agnieszka Szott po zakończeniu kariery skupiła się na pracy z dziećmi, w czym odnalazła się znakomicie. Była koszykarka ma szansę, by otrzymać statuetkę w kategorii "Inspiracja".

Pojawiło się wiele zgłoszeń do specjalnie przygotowanej dla internautów kategorii "Inspiracja" w ramach plebiscytu Herosi, który organizuje WP SportoweFakty. Nasza redakcja z tego grona wybrała pięć osób, które powalczą o statuetkę.

W tym gronie znalazło się dwóch byłych sportowców, którzy po zakończeniu karier nie odcięli się od swojej dyscypliny. Jedną z nich jest właśnie Agnieszka Szott.

Kibicom koszykówki nie trzeba jej przedstawiać. Szott na parkietach Basket Ligi kobiet rozegrała ponad 500 spotkań, w których przekroczyła barierę 5000 zdobytych punktów. Przyczyniło się to do trzech złotych medali mistrzostw Polski, dwóch srebrnych oraz pięciu brązowych.

Skrzydłowa święciła sukcesy również za granicą. W 2009 roku została mistrzem Szwajcarii, a w 2010 r. Cypru, gdzie wygrała także krajowy puchar, który w Polsce zdobyła trzykrotnie. W 2013 r. została MVP i najlepszą zawodniczką krajową PLKK.

Była reprezentantką Polski kadetek, a z kadrą juniorek wywalczyła brązowy medal mistrzostw Europy w 2000 roku. W drużynie seniorskiej występowała w latach 2005-2021, dwukrotnie startowała w mistrzostwach Europy.

Na początek… złamany nos

Szott opowiedziała nam, że wpływ na początek jej kariery miało to, iż była wysoka. Ojciec dbał, by była aktywna fizycznie. Spodobał jej się pierwszy trening koszykówki, mimo że... złamała nos!

Była koszykarka grała w wielu klubach, ale na dziś trochę żałuje jednego: że nie było jej dane rozegrać ostatniego, wyczekiwanego meczule pożegnalnego. To znaczy - miał taki być, a został odwołany z uwagi na pandemię.

- Pamiętam, że było mi przykro. Liczyłam, że pożegnam się z boiskiem, że będę mogła podziękować kibicom, ale się nie udało. Tak widocznie miało być, poukładałam sobie to w głowie, sama się z tym pożegnałam i myślę, iż mimo wszystko był to dobry moment, żeby zakończyć karierę - wyznała nasza nominowana.

Jednak po odwieszeniu butów na kołek Szott mogła skupić się na pracy trenerskiej. Marzyła, żeby pracować z dziećmi i udało się to spełnić. Jak podkreśliła, jest pod wrażeniem rodziców, którzy okazują wielkie wsparcie dla swoich pociech.

Nasza rozmówczyni prowadzi zarówno swoją akademię, jak i fundację Szott Sport, a do tego jeszcze studiuję psychologię kliniczną z neuropsychologią, żeby pomagać dzieciom z dysfunkcjami. Już wkrótce będzie mieć u siebie łącznie 13 grup. Do tego współpracuje z KS AZS AJP Gorzów, dzięki czemu młodzież może kontynuować grę, łącząc to z nauką, a ostatecznie nawet studiami. Współpracuje w projekcie #MlodyAZS, gdzie szkoli najmłodsze zawodniczki.

- Zawsze zaznaczam, że w obecnych czasach trzeba nauczyć dzieci na nowo, że aktywność fizyczna jest fajna, że nie trzeba być profesjonalistą. Nie ukrywam jednak, że marzy mi się, żeby któreś z tych dzieci osiągnęło sukces. Moim zadaniem jest jednak zachęcenie i pokazanie, że sport to świetna zabawa, która wzmacnia mentalnie, buduje człowieka, pozwala się odnaleźć, bo w koszykówce każdy ma swoją funkcję bez względu na to, czy jest gruby, chudy, niski czy długi - podkreśliła Szott.

Mimo że często słyszy od rodziców obawę o to, czy ich dziecko się odnajdzie, to po spróbowaniu okazuje się, że nie było się czego bać. Właśnie m.in. taki proces sprawia, że na twarzy byłej koszykarki pojawia się uśmiech.

Największe marzenie

Legenda polskiej ekstraklasy dba również o projekty realizowane w miastach, gdzie sport jest mało dostępny. Pomaga w tym m.in. wsparcie finansowe od Ministerstwa Sportu.

Szott planuje również, by w przyszłości udało się otworzyć więcej ośrodków, a także organizować więcej obozów. Do tego liczy również na to, iż uda się doprowadzić do tego, że zajęcia będą darmowe.

Największe marzenie to z kolei własna hala treningowa, bowiem obecnie wynajmuje miejsca do treningów w Gorzowie Wielkopolskim, a tam hale są bardzo oblegane. To jednak na razie jedynie melodia przyszłości.

Nasza rozmówczyni wychowuje córkę Laurę. 13-latka poszła w ślady mamy i trenuje koszykówkę.

- Zrobiłam wszystko, żeby ją zniechęcić (śmiech). Opowiadałam, jak ciężka to jest praca, że to życie na walizkach, a ona od samego początku chciała iść do klasy sportowej i trenować koszykówkę. Poszła nawet do tej samej, w której byłam ja. Na wywiadówkach spotykam nauczycieli, którzy mnie pamiętają. Nie mam żadnej presji ani nacisku i zawsze jej powtarzam - jeżeli ciebie to nie cieszy, jeżeli to nie twoja droga, nie musisz tego trenować - wyznała Szott, mająca świadomość, że Laura może być porównywana do niej.