Dawid Góra: Klarowny mecz. Różnica widoczna gołym okiem [OPINIA]

Zachowanie Igi Świątek i Aryny Sabalenki podczas całego sobotniego finału w Rzymie (6:2, 6:3) pozwoliło czytać z zawodniczek jak z otwartych ksiąg. Po stronie Polki - spokój. Po drugiej - irytacja i rozgoryczenie. Bukmacherski kurs na Białorusinkę mógł rosnąć z każdą rzuconą przez nią rakietą.

Mijają pierwsze trzy gemy meczu. Wydarzyć się może dosłownie wszystko. Ale Sabalenka nie potrafi znieść swoich błędów i irytująco dokładnych piłek posyłanych przez Igę. Rzuca rakietą, wypluwa monologi, skupia się na tym, co nie idzie w grze. Iga w tym czasie walczy do końca nawet wtedy, kiedy jest jasne, że punkty będą zapisane na jej koncie - przy stanie 2:1 idealnie wrzuca piłkę zaraz za siatkę, a przecież przed momentem był… wyraźny out Białorusinki. Piłka odbita "na wszelki wypadek" była perfekcyjna.

W drugim secie Sabalenka na parę dłuższych chwil łapie rytm, stanowi dla Polki zagrożenie. Ale po kilku gemach jej silne uderzenia zdają się być wygenerowane przez maszynę losującą. Iga, niezależnie od momentu w meczu, nie rozprasza się. Jeśli jest wściekła na samą siebie za zepsute pierwsze podania, bo tych w pierwszej połowie drugiego seta było sporo, to tego nie pokazuje. Na twarzy maluje się wyłącznie skupienie.

Jeśli coś jeszcze, poza samą grą, świadczy o jej wielkim pragnieniu zwycięstwa, to może utarczki z sędzią. W pewnym momencie doszło do wręcz absurdalnie zabawnej sytuacji, kiedy Iga po dokładnej piłce rywalki pokazała, że był out. Marija Cicak stwierdziła, że nie ma sensu wstawać, aby sprawdzić ślad uderzenia piłki o kort. Uśmiechnęła się tylko i pokazał Idze dłońmi odległość jakichś 40 centymetrów. Bo tak daleko przed linią posłała piłkę Białorusinka. Dopiero wtedy Iga straciła ochotę na dyskusję.

Wygrał spokój, pewność siebie, wiara we własne możliwości, spójność z samą sobą. Iga, mimo momentu przewagi przeciwniczki, w całym spotkaniu pewnie kroczyła po ostateczny triumf. Różnica między nią a jedną z jej rywalek do pierwszego miejsca w rankingu WTA, została nakreślona grubą wbijającą się w papier linią. Poza samym zwycięstwem w Rzymie, dokładnie o to chodziło przed Rolandem Garrosem.

Iga wypełnia swój plan w stu procentach. I, wygodnie moszcząc się na pozycji liderki światowego tenisa, jest coraz lepsza.

Dawid Góra, WP SportoweFakty