PARIS, FRANCE - MAY 23: Iga Swiatek of Poland during practice ahead of the French Open at Roland Garros on May 23, 2024 in Paris, France (Photo by Robert Prange/Getty Images)
Świątek doprowadza przeciwniczki do szału. Ale na meczu były też przykre obrazki [OPINIA]
Iga Świątek gromi przeciwniczki podczas Roland Garros i doprowadza je do desperacji. Kluczem do znakomitej dyspozycji Polki jest jedno spotkanie. Niestety, podczas ćwierćfinału w Paryżu część trybun świeciła pustkami.
Aż trudno uwierzyć w to, że był to pojedynek mistrzyń ubiegłorocznych Rolanda Garrosa i Wimbledonu, pierwszej i szóstej tenisistki świata, mistrzyni i byłej finalistki turnieju w Paryżu. Ćwierćfinał pomiędzy Igą Swiątek i Marketą Vondrousovą był zaskakująco jednostronny.
Zwłaszcza w pierwszym secie raszynianka rozniosła swoją przeciwniczkę. Czeszka nie grała fatalnego tenisa, ale Polka była po prostu bezbłędna. Wygrała pierwszą partię 6:0, a skalę jej dominacji obrazuje fakt, że w czasie jednej z akcji miała spokojnie czas, by odgarnąć włosy i zakończyć wymianę efektownym smeczem.
Vondrousova była zrezygnowana i co tu się dziwić. Po siódmym przegranym gemie z rządu zaczęła wymachiwać rękami w stronę swoich trenerów. Przecież miała świadomość, że jest jedną z najlepszych tenisistek świata, wcale nie gra źle, a i tak nie jest w stanie na dłuższy czas zagrozić swojej przeciwniczce.
To jest właśnie to, co liderka rankingu WTA potrafi robić najlepiej. Doprowadza przeciwniczki do stanu desperacji, jej rywalki wiedzą, że normalną grą nie są w stanie wiele wskórać. Muszą podejmować maksymalne ryzyko, a to niemal nigdy nie kończy się dobrze. I nie skończyło się w przypadku Vondrousovej, która w całym meczu ugrała zaledwie dwa gemy.
Reakcja kibiców w tym meczu także mówiła wiele. Po pierwszym wygranym przez Czeszkę gemie paryscy fani nagrodzili ją brawami. Chcieli zobaczyć ciekawsze widowisko, wyrównany pojedynek mistrzyń. Srogo się jednak przeliczyli.
Dla Igi Świątek to dziewiętnasty wygrany mecz z rzędu w Paryżu. Nie mam większych wątpliwości, że Iga Świątek idzie po swój czwarty wielkoszlemowy tytuł w Roland Garros.
Dlaczego tak sądzę? Wcale nie przez to, że 23-latka tak zdominowała Potapową i Vondrousovą, ale przez spotkanie z Naomi Osaką. Japonka sensacyjnie postawiła Polkę pod ścianą. Świątek przecież w ostatnim secie przegrywała 2:5 i 0:30. Sytuacja wydawała się beznadziejna.
Iga pokazała jednak wtedy ogromny charakter i udowodniła, że jest prawdziwą mistrzynią. Miała zimną krew w kluczowych momentach i zdołała odwrócić losy meczu, czego nie potrafiłaby zrobić żadna inna tenisistka. To starcie dodało jej pewności siebie i dało przekonanie, że może dokonać wszystkiego. Historia sportu pokazuje, że po takich meczach rzadko się przegrywa.
Nie oznacza to, że półfinał z Coco Gauff będzie łatwy. Młoda Amerykanka też jest w bardzo dobrej dyspozycji i od kilku miesięcy udowadnia, że ma wszystko, by dołączyć do duetu Świątek-Sabalenka, który zdominował światowy tenis. Normalnie ewentualna przegrana Polki z Gauff nikogo by nie dziwiła. Ale tak się nie stanie. Nie w Paryżu, królestwie Igi Świątek. Nie po takim meczu z Naomi Osaką.
Tę paryską idyllę zamazują niestety trybuny. Na początku główny kort w Paryżu był niemal pusty. Później te najwyższe sektory niemal w całości się wypełniły, lecz te niższe pozostawały niemal puste.
Nie ma tajemnicy w tym, że te miejsca najbliżej kortu są również najdroższe. Szkoda, że ci najbardziej zamożni kibice na mecz po prostu nie przyszli i odebrali innym fanom szansę, by zobaczyć wielkoszlemowy ćwierćfinał z udziałem Polki. Przykro się na to patrzyło, bo taka tenisistka jak Iga Świątek, zwłaszcza w Paryżu, zasługuje na komplet publiczności.
Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty