Polska duma narodowa. Oni są najlepsi

Siatkarska reprezentacja Polski to fenomen nie tylko samej drużyny, ale całego systemu. Bo to jedyna dyscyplina, w której tak naprawdę możemy wystawić trzy silne składy i każdy będzie skutecznie walczył na arenie międzynarodowej.

To był moment, który na zawsze zapisze się w historii polskiej siatkówki. Puchar za zwycięstwo w prestiżowej Lidze Narodów odbierało dwóch zawodników: kapitan reprezentacji Bartosz Kurek i "wicekapitan" Aleksander Śliwka. Większego symbolu za rok 2023 w polskiej siatkówce nikt nie ma prawa się domagać.

Bednaruk: W jakich pięknych czasach my żyjemy

Bartosz Kurek, jeden z najlepszych zawodników w historii polskiej siatkówki, nie mógł zagrać w półfinale i finale turnieju, bo był kontuzjowany. Rolę boiskowego lidera drużyny wziął na siebie Aleksander Śliwka, o którym selekcjoner Nikola Grbić mówi, że stanowi serce zespołu i dzięki niemu inni mogą rozwinąć skrzydła. I dlatego Kurek, gdy Polacy odbierali puchar, wziął ze sobą Śliwkę, co można też odczytać jako symboliczną zmianę warty.

Kapitalna gra w Lidze Narodów, w której Polacy pokazali też, że mają niesamowicie szeroki skład, była tylko przedsmakiem tego, co czekało nas w 2023 roku. Kolejne były mistrzostwa Europy. Podczas tego turnieju Bartosz Kurek też wypadł ze składu na najważniejsze mecze. W drużynie nie było także jednego z najlepszych środkowych świata - Mateusza Bieńka. Jaki to miało wpływ na drużynę? Żaden. Nikola Grbić zbudował potwora. Niezależnie od składu Biało-Czerwoni potrafią zdemolować nawet najlepszego przeciwnika. W finale nie dali żadnych szans Włochom. Wygrali 3:0, biorąc rewanż za finał mistrzostw świata z Katowic.

Kolejny turniej, kolejne problemy, kolejne złoto. - To coś nieprawdopodobnego, że zespół dochodzi do takiego pułapu, kiedy niezależnie od problemów, kontuzji, rotacji w składzie, bije się o zwycięstwo w każdej imprezie. To coś fantastycznego - zachwyca się Jakub Bednaruk, były reprezentant Polski, a obecnie komentator i ekspert Polsatu Sport. - W jakich pięknych czasach my żyjemy. Nie martwimy się o to, na kogo trafimy w drabince, lecz inne reprezentacje wzdychają, gdy nas wylosują - mówi WP SportoweFakty.

Na tym jednak nie koniec. Morderczy sezon dla siatkówki miał jeszcze przed sobą najważniejszy punkt - kwalifikacje olimpijskie. Siatkarze byli już wyczerpani, wielu narzekało na urazy. Nie przeszkodziło im to te kwalifikacje wygrać. Ekipa Grbicia prezentowała trochę gorszą siatkówkę niż w poprzednich turniejach, ale to bez znaczenia, skoro i tak uzyskali przepustkę do Paryża i zwyciężyli we wszystkich trzech imprezach, w których brali udział.

Olimpijskie marzenie

Taka dominacja reprezentacji jednego kraju zdarza się w siatkówce niezwykle rzadko. Czegoś takiego ten sport nie widział mniej więcej od dwóch dekad - czasów wielkiej Brazylii z lat 2002-2006, która wygrywała dosłownie wszystko i była o lata świetlne przed pozostałymi rywalami. Od 2023 roku być może będzie się mówić o polskiej erze w siatkówce. Jakie są tego powody?

- Po pierwsze, to jest znakomicie zarządzana grupa. Oni są cały czas głodni zwycięstw, a to jest bardzo trudne do utrzymania. Usain Bolt mówił kiedyś, że zakończył karierę, mimo że mógł dalej bić rekordy, bo nie miał już pragnienia zwycięstw. U naszych siatkarzy to jest, cokolwiek by się nie działo - ocenia Bednaruk.

Przed naszą reprezentacją pozostaje jednak najważniejsze zadanie - igrzyska olimpijskie w Paryżu. Biało-Czerwoni będą walczyli nie tylko o upragniony olimpijski medal, którego nasza siatkówka nie widziała od pół wieku. Stawką będzie też status światowego hegemona.

- Teraz patrzymy już tylko na igrzyska olimpijskie, by nasza kadra w końcu zdobyła złoto - podsumowuje były reprezentant Polski.

Machina do produkcji talentów

To, że Polacy będą głównymi faworytami w Paryżu to nie efekt przypadku czy jednego genialnego pokolenia, lecz wieloletniej pracy. Machina ruszyła w 2005 roku po przyjściu argentyńskiego szkoleniowca Raula Lozano, który zrewolucjonizował podejście do treningów i odmienił nie tylko reprezentację, lecz całe środowisko. Rok później przyszło wicemistrzostwo świata. Siatkówka stała się jedną z najpopularniejszych dyscyplin w kraju.

Masowo zaczęła napływać młodzież, ale coś trzeba było z nią zrobić. Dziś zdziwienie w Europie budzi fakt, że 40-milionowy kraj nie potrafi zbudować piłkarskiej reprezentacji na światowym poziomie, a w siatkówce jest na odwrót, bo mamy doskonały system szkoleniowy. Kluby produkują talenty, które później najczęściej trafiają do liceum (Szkoły Mistrzostwa Sportowego) w Spale, a tam pracują znakomici trenerzy. Taką drogę przeszła zdecydowana większość kadrowiczów.

Co z tymi, którzy do Spały się nie załapią? Nie zostają wypluci poza system. Największe kluby także mają szkółki na rewelacyjnym poziomie. Przykładem takiego zawodnika, który poszedł taką właśnie ścieżka jest Kamil Semeniuk.

Coraz większą rolę w kadrze odgrywają zawodnicy złotego pokolenia z rocznika 1997, którzy wygrali w imprezach juniorskich wszystko, co mogli. Zwyciężyli w 48 meczach z rzędu. Z tego rocznika pochodzą m.in. Tomasz Fornal, Jakub Kochanowski czy Bartosz Kwolek.

Dlatego - co niesamowite - na niektórych pozycjach mamy wręcz nadprodukcję znakomitych siatkarzy. Obecnie moglibyśmy wystawić trzy reprezentacje i każda z tych drużyn biłaby się o medale międzynarodowych imprez. Ci, którzy nie łapią się do kadry Polski, w wielu innych, nawet topowych, wychodziliby w podstawowej szóstce. Taka sytuacja Polski w jednym z dziesięciu najpopularniejszych sportów świata to coś, z czego trzeba być dumnym.